Nienawiść po Czerwcu 1976 r. Edward Gierek i negatywna propaganda
2 lipca 1976 r. w katowickim Spodku odbył się wielki wiec poparcia
dla Edwarda Gierka, podczas którego potępiono protestujących kilka dni
wcześniej robotników z Radomia, Ursusa i Płocka. W tych dniach
„liberalny” do tej pory I sekretarz pokazał swoją inną, agresywną twarz.
Rozpoczęła się propagandowa walka z przeciwnikami politycznymi.
Indoktrynacja społecznych mas stanowiła jeden z najważniejszych komponentów polskiego wydania „systemu zinstytucjonalizowanej pogardy dla człowieka”. Realny socjalizm od początku dążył do głębokich przeobrażeń w sferze polityki i gospodarki, znacznie ważniejsze było jednak przeistoczenie społecznej struktury. Próbowano budować jednostkę i zbiorowość „na nowo”, kształtując ich świadomość, tworząc „nowego człowieka”, którego mentalność, pozbawioną wyniesionej z kapitalizmu „fałszywej świadomości klasowej”, konstytuuje jedynie komunistyczna teraźniejszość. Ten realizowany na masową skalę makropedagogiczny projekt wychowania społeczeństwa do życia w nowym systemie nie mógł obyć się bez mechanizmów oddziaływania i kształtowania postaw, opinii, zachowań. Społeczna inżynieria niezmiennie brała sobie do pary działania o charakterze propagandowym. Uzasadnianie sensu wprowadzanych zmian i postulat wiary w bezbłędność ich założeń to tylko jeden z wymiarów propagandy w PRL. Roztoczenie ścisłej kontroli nad społecznym życiem, próby odgórnego organizowania jego przebiegu, miały stanowić wstęp do zawładnięcia sferą myśli; zawłaszczenia zbiorowej świadomości.
Czerwiec 1976: „chuligani”, „warcholstwo”, „motłoch”
Kiedy 24 czerwca 1976 roku, wskutek wciąż pogarszającego się położenia gospodarki, premier Piotr Jaroszewicz ogłosił nowe podwyżki cen, w warszawskiej fabryce Ursus wybuchł żywiołowy protest. Władza od razu podjęła decyzję o czasowym wstrzymaniu telefonicznych połączeń pomiędzy stolicą a resztą Polski. Wzburzeni robotnicy zablokowali linię kolejową Warszawa-Kutno. Doszło do walk z MO; zatrzymano około 300 osób. Do podobnych wydarzeń doszło w Radomiu: pracownicy tamtejszych fabryk zgromadzili się pod gmachem KW, który został podpalony. Wieczorem 24 czerwca siłom ZOMO udało się opanować sytuację.
Analizując wciąż pokutujący w zbiorowej świadomości Polaków stereotyp stuprocentowo „pozytywnego” charakteru propagandy sukcesu w czasach „złotej dekady” rządów Edwarda Gierka, warto wskazać te jej motywy, które miały wydźwięk brutalny i negatywny, uderzając w różnie definiowanych wrogów systemu. Druga połowa lat siedemdziesiątych to okres zauważalnej modyfikacji kursu machiny rządowego agitpropu. Zaostrzający się kryzys ekonomiczny weryfikował iluzję gospodarczego „cudu”, prowokując następujące po sobie kampanie nienawiści. Jedna z nich była wymierzona w uczestników „wydarzeń czerwcowych” 1976 roku, inna – w działaczy utworzonego wkrótce później Komitetu Obrony Robotników.
Społeczne wystąpienia były przewidywane już w chwili przygotowywania projektu „regulacji cen” w czerwcu 1976 roku. 26 czerwca, w dwa dni po rozpoczęciu strajków, Gierek mówił do wojewódzkich sekretarzy PZPR:
[...] trzeba załodze tych czterdziestu paru zakładów powiedzieć, jak my ich nienawidzimy, jacy to są łajdacy, jak oni swoim postępowaniem szkodzą krajowi. Uważam, że im więcej będzie słów bluźnierstwa pod ich adresem, a nawet jeśli zażądacie wyrzucenia z zakładów pracy elementów nieodpowiedzialnych – tym lepiej dla sprawy (cyt. za: M. Mazur, Propagandowy obraz świata. Kampanie prasowe w PRL 1956-1980, Wydawnictwo TRIO, Warszawa 2003, s. 46).
Prasowe przekazy roiły się od inwektyw pod adresem protestujących, których nazywano „warchołami”, „wichrzycielami”, „chuliganami”, a także „grupami chuliganów, do których dołączyły elementy kryminalne i przestępcze”. Szybko pojawiły się jeszcze ostrzejsze określenia, jak: „rozwydrzeńcy”, „fala młodocianej żulii”, „bandy histeryków” czy „grasujące bandy”. Próbowano przy tym umniejszać skalę protestów i liczbę uczestników, pisząc o „garstce protestujących”. Przydawano ujemny walor młodemu wiekowi niektórych robotników, konstruując przedziwne określenia w rodzaju „rozwydrzonych młokosów” czy „watah wyrostków”. Próbowano dowodzić, iż strajkujący wcale nie należą do klasy robotniczej, w obronie której występowali. Protestujących oskarżano o negatywny stosunek do pracy. Piętnowano rzekome niedbalstwo i lenistwo, a także brak kultury cywilizacyjnej, wiedzy ekonomicznej, politycznej i historycznej wśród sprawców wydarzeń. Propaganda nie przebierała w środkach, sięgając nawet po oskarżenia nieskonkretyzowanych grup pracowników „Ursusa” czy Radomia o recydywę lub alkoholizm i pasożytniczy tryb życia.
Wystąpienia robotników w Radomiu czy Warszawie przedstawiano w jednowymiarowy sposób. Próbowano redukować ich znaczenie i zakłamywać rzeczywisty charakter, nadając im nazwy „haniebnych ekscesów”, „gorszących zajść”, „burd i awantur”. Typowe dla opisywanej kampanii propagandowej było, oprócz ewidentnej wulgaryzacji, zjawisko eufemizacji języka. Strajki nazywano „czasowym opuszczeniem miejsc pracy”, dając w ten sposób do zrozumienia, iż w ponad czterdziestu zakładach nie dzieje się cokolwiek godnego uwagi. Na łamach „Sztandaru Młodych” usiłowano wykazać sprzeczność protestów z polską racją stanu:
[...] szkodzą oni dobremu imieniu Polaka, pozycji, jaką zdobyliśmy sobie w świecie, uwłaczają ambicjom naszego narodu, stwarzają zagrożenie dla postępu [...], mącą potrzebne i zasłużone poczucie satysfakcji, jaką odczuwa każdy uczciwie pracujący Polak (cyt. za: M. Mazur, Propagandowy..., s. 53 ).
W prasowych relacjach z czerwcowych wydarzeń powraca ponadto niczym bumerang oskarżanie robotników o agresję i prowokowanie starć z Milicją. Opisywano materialne straty, będące rzekomo wynikiem burd wszczynanych przez protestujących. Czytelnikowi próbowano narzucić konwencję swoistej relacji z pola walki, dyktując mu konieczność opowiedzenia się po którejś ze stron. W praktyce, odbiorcy z góry wskazywano jedyny słuszny wybór. Robotnicy, niekiedy wymieniani z nazwiska, przedstawiani byli jako ludzie ohydni, odrażający i bezwzględni. O Zygmuncie Zaborowskim, jednym z przywódców w Radomiu, pisano:
[...] znakomicie podszywał się pod świat pracy, nosił flagę, wznosił okrzyki, wdzierał się na czele tłumów do gmachów publicznych, usiłując nawet reprezentować zbiegowisko. [Następnie] poszedł z kolesiem do bramy wypić butelkę wina, a później na ulicy napadł na milicjanta (cyt. za: M. Mazur, Propagandowy..., s. 57).
Wywołującemu zamieszki „motłochowi” przeciwstawiano funkcjonariuszy MO i ZOMO – odważnych, sumiennych, należycie wykonujących służbowy obowiązek. Stale zaniżano ofiary zajść po stronie protestujących oraz mnożono ich liczbę wśród milicjantów. Posuwano się nawet do twierdzeń, iż niektórzy robotnicy zostali – przez przypadek bądź celowo – zabici przez swoich kolegów z pracy.
Pomnik Czerwca 1976 r. w warszawskim Ursusie (fot. Rafal Klisowski, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0).
Intencje manifestantów usiłowano zredukować do chęci wywołania zamieszek i łatwego wzbogacenia się dzięki szabrowaniu sklepów w okolicach zakładów pracy. Przenoszono z kolei na robotników odpowiedzialność za „zakłócenie przebiegu negocjacji”, jak gdyby jakiekolwiek rozmowy zostały przez władzę zainicjowane. Dążenie do potępienia protestujących przybrało niespodziewanie wielki rozmiar. W pełnych górnolotnych sformułowań, typowych zresztą dla partyjnej nowomowy, artykułach wskazywano na burzycielski i egoistyczny charakter protestów. Irena Dryll, występując zresztą w imieniu robotników, pisała:
Oburzenie, potępienie, gorący protest, twarde robotnicze „nie” dla awanturnictwa, dla burzycieli porządku społecznego, dla niszczenia naszego społecznego majątku – oto odpowiedź na Radom i Ursus, na brutalne zakłócenie atmosfery konsultacji. Nie możemy się z tym pogodzić [...]. Potrafimy obronić nasz wspólny dorobek i dobre imię Polski (I. Dryll, Troska o wspólne dobro, „Kurier Polski”, 1 lipca 1976 r.)
Tradycyjnym zabiegiem było utożsamianie partii z narodem, społeczeństwem bądź klasą robotniczą. W służalczych tekstach wyrażano przekonanie, iż sposób kierowania krajem przez PZPR spotyka się z aprobatą wszystkich uczciwych obywateli. W dalszym stadium kampanii położono silniejszy akcent na uwznioślenie osoby I Sekretarza, którego program miał się spotykać ze społecznym poparciem. Podkreślano jego autorytet jako przywódcy partii i narodu oraz osobistą prawość, rozwagę, uczciwość i szczerość w postępowaniu.
Ważnym kanałem dystrybucji propagandowych treści okazały się aranżowane przez partyjny aktyw wiece i demonstracje. Odzwierciedlając rzekomo opinię różnych kategorii społecznych, niesiono na transparentach hasła w rodzaju: „Program Partii – naszym programem”, „Program partii dowodem troski o naród”.
Komitet Obrony Robotników: „Kuronie”, „agenci”, „bankruci”
Wkrótce zainicjowana została kolejna akcja propagandowa, której ostrze zwróciło się przeciw Komitetowi Obrony Robotników, powołanemu dla obrony poszkodowanych w czerwcu 1976 roku robotników i ich rodzin. Do działań wymierzonych przeciwko opozycji, usiłującej zbliżyć się do robotników, zaangażowano całą prasę, a także radio i telewizję.
Adam Michnik w 1991 r. (fot. photo©ErlingMandelmann.ch, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0).
Wstępem do ataku na działalność KOR było skonstruowanie bogatego
katalogu określeń, jakimi opisywano członków organizacji. Pisano zatem o
„garstce politycznych bankrutów”, „awanturnikach”, „grupce mydłków
politycznych” czy „kontynuatorach rozmaitych złudzeń”. Podjęto także
retorykę zmierzającą do uprzedmiotowienia działaczy oraz skojarzenia ich
ze społecznym marginesem. Sytuacja przedstawiała się w o tyle
groteskowych barwach, iż „warchołami i przestępcami” nazywano ludzi o
niezaprzeczalnej ogładzie umysłowej i, niezależnie od ideologicznego
rodowodu, nacechowanych osobistą uczciwością. „Wprawiony do półlegalnej
działalności zestaw ludzi” miał wyrażać ambicje „rządzenia narodem” i
odbudowania przedwrześniowej Polski. Nie miało znaczenia, iż środowisko
Jacka Kuronia wyraźnie odcinało się od dziedzictwa II RP. Działacze KOR
pozostawali garstką ludzi, która w większości swej reprezentuje
przeszłość związaną z ustrojem wyzysku i niesprawiedliwości społecznej, z
czasami pogardy dla człowieka i jego swobód. Zabiegiem, za pomocą
którego starano się powiązać przywódców z ogółem działaczy i przypisać
im negatywne cechy tych pierwszych, była pisownia nazwisk
najważniejszych członków KOR w liczbie mnogiej („Macierewicze”,
„Kuronie”, „Blumsztajny”, etc.), niekiedy z końcówką typową dla
żeńskiego rodzaju („Lipińskie”). Adam Michnik (działający w KOR dopiero
od kwietnia 1977 roku) przedstawiany był jako indywiduum, które na
rewizjonistyczno-syjonistycznej fali wyróżniło się w roku 1968
podburzaniem studentów. Usiłowano zatem wykreować pomost pomiędzy
poprzednimi kampaniami władzy (jak ta z 1968 roku) a bieżącą, wymierzoną
przeciwko KOR.
Prawdziwe zdarzenia z życiorysów oczernianych osób przeplatano z półprawdami i ewidentnymi kłamstwami, mając nadzieję na skompromitowanie działaczy w oczach społeczeństwa. Przypisywano im wszelkie cechy charakteru, jakimi może legitymować się człowiek zdemoralizowany. Ważną rolę odgrywał konsekwentnie i do oporu powielany argument o braku jakichkolwiek związków intelektualistów z robotnikami. Sympatykom i szeregowym członkom KOR imputowano naiwność, nieznajomość historii, brak politycznego wyczucia. Oficjalna propaganda oddziaływała na umysły ludzi, należy jednak podkreślić, że w przypadku przedstawicieli nomenklatury zbieżność osobistych przekonań z linią partii była najbardziej pożądanym czynnikiem. Prasa ochoczo publikowała listy, nadsyłane przez czytelników, którzy popierali politykę władz. Niejaki Artur Zawiślak, podający się za nauczyciela, określał KOR-owców w swoim liście do gazety słowami: degeneraci polityczni związani z marginesem społecznym, odmawiając im także polskiego pochodzenia.
Jacek Kuroń na manifestacji pierwszomajowej, 1989 r. (fot. Andrzej Iwański; CC BY-SA 3.0)
Istotną częścią akcji przeciw KOR było oskarżanie działaczy o współpracę z obcymi wywiadami. Stawiano następnie tezę, iż dysydenci rozpoczęli swoją opozycyjną działalność w celu pozyskania korzyści natury materialnej. W podobnym tonie podsumowywane były działania, podejmowane przez KOR. Pisano o występowaniu przeciwko ładowi społecznemu, godzeniu w podstawowe interesy i racje naszego państwa i narodu. Aktywności KOR nadawano pozory tajemniczych knowań, intryg i dążenia do narodowej zdrady. Szermowano oskarżeniami o handlowanie „polską sprawą” na arenie międzynarodowej i wysługiwanie się zachodnim rządom.
Nasilenie prasowych ataków na opozycję nastąpiło w maju 1977 roku, w czasie głodówki niektórych działaczy w kościele św. Marcina w Warszawie. Protest nazywano „efekciarską metodą”, „żałosną kontestacją”, „terroryzmem politycznym i moralnym”. Inkryminowano, iż głodówka prowadzona jest w obronie... bandytów, chuliganów i złodziei. Zwracano także uwagę na rzekomy brak społecznego zainteresowania podjętą akcją. Pisano, iż wśród ludności Warszawy nikt nie znalazł czasu, aby pójść popatrzeć na kiepską farsę z rzekomą głodówką. Dokonywano w ten sposób separacji opozycjonistów od reszty społeczeństwa, wskazując na marginesowy charakter ruchu, jego ograniczony zasięg oraz sekciarski charakter.
Na powołany po aresztowaniach w 1977 roku KSS KOR skupiał się stopniowo cały zapał dezawuacji, z jaką zwalczano zbiorowego „wroga”. Oskarżano go o cele sprzeczne z dążeniami narodu: chcą przywrócić [...] niesprawiedliwe stosunki społeczne, dezintegrację narodu. Przekonywano, iż aktywność KOR jest wyrazem politycznego awanturnictwa, szkodzącego w istocie sprawie rozwoju państwa. Sugerowano, iż występujący w obronie robotników działacze czynią to albo na pokaz, albo dla pieniężnych korzyści, oferowanych im rzekomo przez zachodnie agencje wywiadowcze. Ataki te odbywały się przy akompaniamencie tonów straszliwej pogardy dla wszystkiego, co w jakikolwiek sposób kłóciło się z oficjalną doktryną władzy.
Propaganda zamiast chleba
Kiedy ekonomiczne uwarunkowania przyniosły kres prowadzonego beztrosko i bez opamiętania życia na kredyt, władze zdecydowały się sięgnąć po środek, który przyniósł zagładę ekipy Władysława Gomułki. Podniesienie cen oraz robotnicze wystąpienia w czerwcu 1976 roku stanowią cezurę rządów Gierka. Od tego czasu propaganda nie wpaja już tak natarczywie frazesów o wzrastającym poziomie życia w PRL, coraz bardziej skłóconych z rzeczywistością. Zaczyna się tropienie wrogów. Bardziej aniżeli niewykwalifikowani i artykułujący jedynie materialistyczne postulaty robotnicy, nadawali się do tej roli intelektualiści i polityczni działacze, tworzący opozycyjne organizacje w komunistycznej Polsce. Utworzony po czerwcowych zajściach KOR stał się obiektem zajadłej nagonki, prowadzonej wobec tej organizacji właściwie aż do jej wchłonięcia przez struktury NSZZ „Solidarność”.
Edward Gierek w czasie wizyty w PGR-ze w Rząśniku
Gierkowski model propagandy był produktem ekonomicznych i politycznych uwarunkowań, jakie towarzyszyły jego powstaniu. Najważniejszą cechą propagandy sukcesu było dążenie do mobilizacji społeczeństwa poprzez jego identyfikację z celami gospodarczej polityki państwa, a pośrednio – z celami istnienia i działania komunistycznej partii. Nie pozostawiała ona marginesu swobodnego wyboru i z góry narzucała wymóg uczestnictwa w tworzonym „dziele”. Odstępców konsekwentnie zastraszano i niszczono. Był to zatem typowy model propagandy totalitarnego systemu. Miał niejednolite oblicze, wytyczone cele jednoznacznie jednak wyrażały się w sprowadzeniu społeczeństwa do roli narzędzia; wykonawcy narzuconego przez władzę planu przemian w duchu realnego socjalizmu.
Bibliografia:
- Prasa:
- Bez ogródek, „Słowo Powszechne”, 31 stycznia 1977 r.
- Dryll J., Troska o wspólne dobro, „Kurier Polski”, 1 lipca 1976 r.
- Komu szkodzą?, „Sztandar Ludu”, 30 maja 1977 r.
- Lew J., To trzeba powiedzieć, „Żołnierz Wolności”, 22-23 stycznia 1977 r.
- Łoś A. (właśc. Giełżyński W.), Płakały, a broniły, „Polityka” nr 29, 1976 r.
- Misiorny M., Odzyskać dobre imię. Radom: spojrzenie od wewnątrz, „Trybuna Ludu”, 18 sierpnia 1976 r.
- Misiorny M., Pod pozorem prawdziwej troski..., „Trybuna Ludu”, 13 grudnia 1976 r.
- Więcek J., O szacunek dla naszego wspólnego dobra, „Trybuna Ludu”, 1 lipca 1976 r.
- Wys. A. W., Pod rozwagę, „Życie Warszawy”, 28 czerwca 1976 r.
- Opracowania:
- Friszke Andrzej, Polska Gierka, Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne, Warszawa 1995.
- Mazur Mariusz, Propagandowy obraz świata. Polityczne kampanie prasowe w PRL 1956-1980, Wydawnictwo TRIO, Warszawa 2003.
- Merton Robert K. (red.), Teoria socjologiczna i struktura społeczna, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1982.
- Pratkanis Anthony, Aronson Elliot, Wiek propagandy, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2003.
- Rolicki Janusz, Edward Gierek. Życie i narodziny legendy, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2002.
- Roszkowski Wojciech, Najnowsza historia Polski 1945-1980, Wydawnictwo Świat Książki, Warszawa 2003.
Redakcja: Tomasz Leszkowicz
Autor: Łukasz Ścisłowicz
Wolna licencja – ten materiał został opublikowany na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
miejsce pierwotnej publikacji – Portal historyczny Histmag.org
Źródło: Histmag.org
2 lipca 1976 r. w katowickim Spodku odbył się wielki wiec poparcia
dla Edwarda Gierka, podczas którego potępiono protestujących kilka dni
wcześniej robotników z Radomia, Ursusa i Płocka. W tych dniach
„liberalny” do tej pory I sekretarz pokazał swoją inną, agresywną twarz.
Rozpoczęła się propagandowa walka z przeciwnikami politycznymi.
Indoktrynacja społecznych mas stanowiła jeden z najważniejszych komponentów polskiego wydania „systemu zinstytucjonalizowanej pogardy dla człowieka”. Realny socjalizm od początku dążył do głębokich przeobrażeń w sferze polityki i gospodarki, znacznie ważniejsze było jednak przeistoczenie społecznej struktury. Próbowano budować jednostkę i zbiorowość „na nowo”, kształtując ich świadomość, tworząc „nowego człowieka”, którego mentalność, pozbawioną wyniesionej z kapitalizmu „fałszywej świadomości klasowej”, konstytuuje jedynie komunistyczna teraźniejszość. Ten realizowany na masową skalę makropedagogiczny projekt wychowania społeczeństwa do życia w nowym systemie nie mógł obyć się bez mechanizmów oddziaływania i kształtowania postaw, opinii, zachowań. Społeczna inżynieria niezmiennie brała sobie do pary działania o charakterze propagandowym. Uzasadnianie sensu wprowadzanych zmian i postulat wiary w bezbłędność ich założeń to tylko jeden z wymiarów propagandy w PRL. Roztoczenie ścisłej kontroli nad społecznym życiem, próby odgórnego organizowania jego przebiegu, miały stanowić wstęp do zawładnięcia sferą myśli; zawłaszczenia zbiorowej świadomości.
Czerwiec 1976: „chuligani”, „warcholstwo”, „motłoch”
Kiedy 24 czerwca 1976 roku, wskutek wciąż pogarszającego się położenia gospodarki, premier Piotr Jaroszewicz ogłosił nowe podwyżki cen, w warszawskiej fabryce Ursus wybuchł żywiołowy protest. Władza od razu podjęła decyzję o czasowym wstrzymaniu telefonicznych połączeń pomiędzy stolicą a resztą Polski. Wzburzeni robotnicy zablokowali linię kolejową Warszawa-Kutno. Doszło do walk z MO; zatrzymano około 300 osób. Do podobnych wydarzeń doszło w Radomiu: pracownicy tamtejszych fabryk zgromadzili się pod gmachem KW, który został podpalony. Wieczorem 24 czerwca siłom ZOMO udało się opanować sytuację.
Analizując wciąż pokutujący w zbiorowej świadomości Polaków stereotyp stuprocentowo „pozytywnego” charakteru propagandy sukcesu w czasach „złotej dekady” rządów Edwarda Gierka, warto wskazać te jej motywy, które miały wydźwięk brutalny i negatywny, uderzając w różnie definiowanych wrogów systemu. Druga połowa lat siedemdziesiątych to okres zauważalnej modyfikacji kursu machiny rządowego agitpropu. Zaostrzający się kryzys ekonomiczny weryfikował iluzję gospodarczego „cudu”, prowokując następujące po sobie kampanie nienawiści. Jedna z nich była wymierzona w uczestników „wydarzeń czerwcowych” 1976 roku, inna – w działaczy utworzonego wkrótce później Komitetu Obrony Robotników.
Społeczne wystąpienia były przewidywane już w chwili przygotowywania projektu „regulacji cen” w czerwcu 1976 roku. 26 czerwca, w dwa dni po rozpoczęciu strajków, Gierek mówił do wojewódzkich sekretarzy PZPR:
[...] trzeba załodze tych czterdziestu paru zakładów powiedzieć, jak my ich nienawidzimy, jacy to są łajdacy, jak oni swoim postępowaniem szkodzą krajowi. Uważam, że im więcej będzie słów bluźnierstwa pod ich adresem, a nawet jeśli zażądacie wyrzucenia z zakładów pracy elementów nieodpowiedzialnych – tym lepiej dla sprawy (cyt. za: M. Mazur, Propagandowy obraz świata. Kampanie prasowe w PRL 1956-1980, Wydawnictwo TRIO, Warszawa 2003, s. 46).
Prasowe przekazy roiły się od inwektyw pod adresem protestujących, których nazywano „warchołami”, „wichrzycielami”, „chuliganami”, a także „grupami chuliganów, do których dołączyły elementy kryminalne i przestępcze”. Szybko pojawiły się jeszcze ostrzejsze określenia, jak: „rozwydrzeńcy”, „fala młodocianej żulii”, „bandy histeryków” czy „grasujące bandy”. Próbowano przy tym umniejszać skalę protestów i liczbę uczestników, pisząc o „garstce protestujących”. Przydawano ujemny walor młodemu wiekowi niektórych robotników, konstruując przedziwne określenia w rodzaju „rozwydrzonych młokosów” czy „watah wyrostków”. Próbowano dowodzić, iż strajkujący wcale nie należą do klasy robotniczej, w obronie której występowali. Protestujących oskarżano o negatywny stosunek do pracy. Piętnowano rzekome niedbalstwo i lenistwo, a także brak kultury cywilizacyjnej, wiedzy ekonomicznej, politycznej i historycznej wśród sprawców wydarzeń. Propaganda nie przebierała w środkach, sięgając nawet po oskarżenia nieskonkretyzowanych grup pracowników „Ursusa” czy Radomia o recydywę lub alkoholizm i pasożytniczy tryb życia.
Wystąpienia robotników w Radomiu czy Warszawie przedstawiano w jednowymiarowy sposób. Próbowano redukować ich znaczenie i zakłamywać rzeczywisty charakter, nadając im nazwy „haniebnych ekscesów”, „gorszących zajść”, „burd i awantur”. Typowe dla opisywanej kampanii propagandowej było, oprócz ewidentnej wulgaryzacji, zjawisko eufemizacji języka. Strajki nazywano „czasowym opuszczeniem miejsc pracy”, dając w ten sposób do zrozumienia, iż w ponad czterdziestu zakładach nie dzieje się cokolwiek godnego uwagi. Na łamach „Sztandaru Młodych” usiłowano wykazać sprzeczność protestów z polską racją stanu:
[...] szkodzą oni dobremu imieniu Polaka, pozycji, jaką zdobyliśmy sobie w świecie, uwłaczają ambicjom naszego narodu, stwarzają zagrożenie dla postępu [...], mącą potrzebne i zasłużone poczucie satysfakcji, jaką odczuwa każdy uczciwie pracujący Polak (cyt. za: M. Mazur, Propagandowy..., s. 53 ).
W prasowych relacjach z czerwcowych wydarzeń powraca ponadto niczym bumerang oskarżanie robotników o agresję i prowokowanie starć z Milicją. Opisywano materialne straty, będące rzekomo wynikiem burd wszczynanych przez protestujących. Czytelnikowi próbowano narzucić konwencję swoistej relacji z pola walki, dyktując mu konieczność opowiedzenia się po którejś ze stron. W praktyce, odbiorcy z góry wskazywano jedyny słuszny wybór. Robotnicy, niekiedy wymieniani z nazwiska, przedstawiani byli jako ludzie ohydni, odrażający i bezwzględni. O Zygmuncie Zaborowskim, jednym z przywódców w Radomiu, pisano:
[...] znakomicie podszywał się pod świat pracy, nosił flagę, wznosił okrzyki, wdzierał się na czele tłumów do gmachów publicznych, usiłując nawet reprezentować zbiegowisko. [Następnie] poszedł z kolesiem do bramy wypić butelkę wina, a później na ulicy napadł na milicjanta (cyt. za: M. Mazur, Propagandowy..., s. 57).
Wywołującemu zamieszki „motłochowi” przeciwstawiano funkcjonariuszy MO i ZOMO – odważnych, sumiennych, należycie wykonujących służbowy obowiązek. Stale zaniżano ofiary zajść po stronie protestujących oraz mnożono ich liczbę wśród milicjantów. Posuwano się nawet do twierdzeń, iż niektórzy robotnicy zostali – przez przypadek bądź celowo – zabici przez swoich kolegów z pracy.
Pomnik Czerwca 1976 r. w warszawskim Ursusie (fot. Rafal Klisowski, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0).
Intencje manifestantów usiłowano zredukować do chęci wywołania zamieszek i łatwego wzbogacenia się dzięki szabrowaniu sklepów w okolicach zakładów pracy. Przenoszono z kolei na robotników odpowiedzialność za „zakłócenie przebiegu negocjacji”, jak gdyby jakiekolwiek rozmowy zostały przez władzę zainicjowane. Dążenie do potępienia protestujących przybrało niespodziewanie wielki rozmiar. W pełnych górnolotnych sformułowań, typowych zresztą dla partyjnej nowomowy, artykułach wskazywano na burzycielski i egoistyczny charakter protestów. Irena Dryll, występując zresztą w imieniu robotników, pisała:
Oburzenie, potępienie, gorący protest, twarde robotnicze „nie” dla awanturnictwa, dla burzycieli porządku społecznego, dla niszczenia naszego społecznego majątku – oto odpowiedź na Radom i Ursus, na brutalne zakłócenie atmosfery konsultacji. Nie możemy się z tym pogodzić [...]. Potrafimy obronić nasz wspólny dorobek i dobre imię Polski (I. Dryll, Troska o wspólne dobro, „Kurier Polski”, 1 lipca 1976 r.)
Tradycyjnym zabiegiem było utożsamianie partii z narodem, społeczeństwem bądź klasą robotniczą. W służalczych tekstach wyrażano przekonanie, iż sposób kierowania krajem przez PZPR spotyka się z aprobatą wszystkich uczciwych obywateli. W dalszym stadium kampanii położono silniejszy akcent na uwznioślenie osoby I Sekretarza, którego program miał się spotykać ze społecznym poparciem. Podkreślano jego autorytet jako przywódcy partii i narodu oraz osobistą prawość, rozwagę, uczciwość i szczerość w postępowaniu.
Ważnym kanałem dystrybucji propagandowych treści okazały się aranżowane przez partyjny aktyw wiece i demonstracje. Odzwierciedlając rzekomo opinię różnych kategorii społecznych, niesiono na transparentach hasła w rodzaju: „Program Partii – naszym programem”, „Program partii dowodem troski o naród”.
Komitet Obrony Robotników: „Kuronie”, „agenci”, „bankruci”
Wkrótce zainicjowana została kolejna akcja propagandowa, której ostrze zwróciło się przeciw Komitetowi Obrony Robotników, powołanemu dla obrony poszkodowanych w czerwcu 1976 roku robotników i ich rodzin. Do działań wymierzonych przeciwko opozycji, usiłującej zbliżyć się do robotników, zaangażowano całą prasę, a także radio i telewizję.
Adam Michnik w 1991 r. (fot. photo©ErlingMandelmann.ch, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0).
Wstępem do ataku na działalność KOR było skonstruowanie bogatego
katalogu określeń, jakimi opisywano członków organizacji. Pisano zatem o
„garstce politycznych bankrutów”, „awanturnikach”, „grupce mydłków
politycznych” czy „kontynuatorach rozmaitych złudzeń”. Podjęto także
retorykę zmierzającą do uprzedmiotowienia działaczy oraz skojarzenia ich
ze społecznym marginesem. Sytuacja przedstawiała się w o tyle
groteskowych barwach, iż „warchołami i przestępcami” nazywano ludzi o
niezaprzeczalnej ogładzie umysłowej i, niezależnie od ideologicznego
rodowodu, nacechowanych osobistą uczciwością. „Wprawiony do półlegalnej
działalności zestaw ludzi” miał wyrażać ambicje „rządzenia narodem” i
odbudowania przedwrześniowej Polski. Nie miało znaczenia, iż środowisko
Jacka Kuronia wyraźnie odcinało się od dziedzictwa II RP. Działacze KOR
pozostawali garstką ludzi, która w większości swej reprezentuje
przeszłość związaną z ustrojem wyzysku i niesprawiedliwości społecznej, z
czasami pogardy dla człowieka i jego swobód. Zabiegiem, za pomocą
którego starano się powiązać przywódców z ogółem działaczy i przypisać
im negatywne cechy tych pierwszych, była pisownia nazwisk
najważniejszych członków KOR w liczbie mnogiej („Macierewicze”,
„Kuronie”, „Blumsztajny”, etc.), niekiedy z końcówką typową dla
żeńskiego rodzaju („Lipińskie”). Adam Michnik (działający w KOR dopiero
od kwietnia 1977 roku) przedstawiany był jako indywiduum, które na
rewizjonistyczno-syjonistycznej fali wyróżniło się w roku 1968
podburzaniem studentów. Usiłowano zatem wykreować pomost pomiędzy
poprzednimi kampaniami władzy (jak ta z 1968 roku) a bieżącą, wymierzoną
przeciwko KOR.
Prawdziwe zdarzenia z życiorysów oczernianych osób przeplatano z półprawdami i ewidentnymi kłamstwami, mając nadzieję na skompromitowanie działaczy w oczach społeczeństwa. Przypisywano im wszelkie cechy charakteru, jakimi może legitymować się człowiek zdemoralizowany. Ważną rolę odgrywał konsekwentnie i do oporu powielany argument o braku jakichkolwiek związków intelektualistów z robotnikami. Sympatykom i szeregowym członkom KOR imputowano naiwność, nieznajomość historii, brak politycznego wyczucia. Oficjalna propaganda oddziaływała na umysły ludzi, należy jednak podkreślić, że w przypadku przedstawicieli nomenklatury zbieżność osobistych przekonań z linią partii była najbardziej pożądanym czynnikiem. Prasa ochoczo publikowała listy, nadsyłane przez czytelników, którzy popierali politykę władz. Niejaki Artur Zawiślak, podający się za nauczyciela, określał KOR-owców w swoim liście do gazety słowami: degeneraci polityczni związani z marginesem społecznym, odmawiając im także polskiego pochodzenia.
Jacek Kuroń na manifestacji pierwszomajowej, 1989 r. (fot. Andrzej Iwański; CC BY-SA 3.0)
Istotną częścią akcji przeciw KOR było oskarżanie działaczy o współpracę z obcymi wywiadami. Stawiano następnie tezę, iż dysydenci rozpoczęli swoją opozycyjną działalność w celu pozyskania korzyści natury materialnej. W podobnym tonie podsumowywane były działania, podejmowane przez KOR. Pisano o występowaniu przeciwko ładowi społecznemu, godzeniu w podstawowe interesy i racje naszego państwa i narodu. Aktywności KOR nadawano pozory tajemniczych knowań, intryg i dążenia do narodowej zdrady. Szermowano oskarżeniami o handlowanie „polską sprawą” na arenie międzynarodowej i wysługiwanie się zachodnim rządom.
Nasilenie prasowych ataków na opozycję nastąpiło w maju 1977 roku, w czasie głodówki niektórych działaczy w kościele św. Marcina w Warszawie. Protest nazywano „efekciarską metodą”, „żałosną kontestacją”, „terroryzmem politycznym i moralnym”. Inkryminowano, iż głodówka prowadzona jest w obronie... bandytów, chuliganów i złodziei. Zwracano także uwagę na rzekomy brak społecznego zainteresowania podjętą akcją. Pisano, iż wśród ludności Warszawy nikt nie znalazł czasu, aby pójść popatrzeć na kiepską farsę z rzekomą głodówką. Dokonywano w ten sposób separacji opozycjonistów od reszty społeczeństwa, wskazując na marginesowy charakter ruchu, jego ograniczony zasięg oraz sekciarski charakter.
Na powołany po aresztowaniach w 1977 roku KSS KOR skupiał się stopniowo cały zapał dezawuacji, z jaką zwalczano zbiorowego „wroga”. Oskarżano go o cele sprzeczne z dążeniami narodu: chcą przywrócić [...] niesprawiedliwe stosunki społeczne, dezintegrację narodu. Przekonywano, iż aktywność KOR jest wyrazem politycznego awanturnictwa, szkodzącego w istocie sprawie rozwoju państwa. Sugerowano, iż występujący w obronie robotników działacze czynią to albo na pokaz, albo dla pieniężnych korzyści, oferowanych im rzekomo przez zachodnie agencje wywiadowcze. Ataki te odbywały się przy akompaniamencie tonów straszliwej pogardy dla wszystkiego, co w jakikolwiek sposób kłóciło się z oficjalną doktryną władzy.
Propaganda zamiast chleba
Kiedy ekonomiczne uwarunkowania przyniosły kres prowadzonego beztrosko i bez opamiętania życia na kredyt, władze zdecydowały się sięgnąć po środek, który przyniósł zagładę ekipy Władysława Gomułki. Podniesienie cen oraz robotnicze wystąpienia w czerwcu 1976 roku stanowią cezurę rządów Gierka. Od tego czasu propaganda nie wpaja już tak natarczywie frazesów o wzrastającym poziomie życia w PRL, coraz bardziej skłóconych z rzeczywistością. Zaczyna się tropienie wrogów. Bardziej aniżeli niewykwalifikowani i artykułujący jedynie materialistyczne postulaty robotnicy, nadawali się do tej roli intelektualiści i polityczni działacze, tworzący opozycyjne organizacje w komunistycznej Polsce. Utworzony po czerwcowych zajściach KOR stał się obiektem zajadłej nagonki, prowadzonej wobec tej organizacji właściwie aż do jej wchłonięcia przez struktury NSZZ „Solidarność”.
Edward Gierek w czasie wizyty w PGR-ze w Rząśniku
Gierkowski model propagandy był produktem ekonomicznych i politycznych uwarunkowań, jakie towarzyszyły jego powstaniu. Najważniejszą cechą propagandy sukcesu było dążenie do mobilizacji społeczeństwa poprzez jego identyfikację z celami gospodarczej polityki państwa, a pośrednio – z celami istnienia i działania komunistycznej partii. Nie pozostawiała ona marginesu swobodnego wyboru i z góry narzucała wymóg uczestnictwa w tworzonym „dziele”. Odstępców konsekwentnie zastraszano i niszczono. Był to zatem typowy model propagandy totalitarnego systemu. Miał niejednolite oblicze, wytyczone cele jednoznacznie jednak wyrażały się w sprowadzeniu społeczeństwa do roli narzędzia; wykonawcy narzuconego przez władzę planu przemian w duchu realnego socjalizmu.
Bibliografia:
- Prasa:
- Bez ogródek, „Słowo Powszechne”, 31 stycznia 1977 r.
- Dryll J., Troska o wspólne dobro, „Kurier Polski”, 1 lipca 1976 r.
- Komu szkodzą?, „Sztandar Ludu”, 30 maja 1977 r.
- Lew J., To trzeba powiedzieć, „Żołnierz Wolności”, 22-23 stycznia 1977 r.
- Łoś A. (właśc. Giełżyński W.), Płakały, a broniły, „Polityka” nr 29, 1976 r.
- Misiorny M., Odzyskać dobre imię. Radom: spojrzenie od wewnątrz, „Trybuna Ludu”, 18 sierpnia 1976 r.
- Misiorny M., Pod pozorem prawdziwej troski..., „Trybuna Ludu”, 13 grudnia 1976 r.
- Więcek J., O szacunek dla naszego wspólnego dobra, „Trybuna Ludu”, 1 lipca 1976 r.
- Wys. A. W., Pod rozwagę, „Życie Warszawy”, 28 czerwca 1976 r.
- Opracowania:
- Friszke Andrzej, Polska Gierka, Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne, Warszawa 1995.
- Mazur Mariusz, Propagandowy obraz świata. Polityczne kampanie prasowe w PRL 1956-1980, Wydawnictwo TRIO, Warszawa 2003.
- Merton Robert K. (red.), Teoria socjologiczna i struktura społeczna, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1982.
- Pratkanis Anthony, Aronson Elliot, Wiek propagandy, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2003.
- Rolicki Janusz, Edward Gierek. Życie i narodziny legendy, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2002.
- Roszkowski Wojciech, Najnowsza historia Polski 1945-1980, Wydawnictwo Świat Książki, Warszawa 2003.
Redakcja: Tomasz Leszkowicz
Autor: Łukasz Ścisłowicz
Wolna licencja – ten materiał został opublikowany na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Polska.
miejsce pierwotnej publikacji – Portal historyczny Histmag.org